Robert & Oskar. Łyk Serdeczności. Rozdział 12

Odliczanie dni

W jednym z poprzednich tekstów wspomniałem o sytuacji związanej z zapraszaniem dzieci z placówek do domu w czasie świąt. Chciałbym dziś przedstawić Wam jak to wygląda z mojego doświadczenia.
Po pierwszym roku mojego wolontariatu wspólnie z wychowawczynią Oskara uznaliśmy, że mamy już do siebie wystarczające zaufanie abym mógł ubiegać się o pozwolenie na urlopowanie Oskara. Wymagało to wystosowania pisma do sądu i ubiegania się o taką zgodę. Po kilku tygodniach od złożenia wniosku otrzymaliśmy pozytywną decyzję, dzięki której Oskar ma możliwość odwiedzania mnie w dni wolne od zajęć szkolnych.

Minęło kolejnych kilka miesięcy i zbliżał się okres świąteczny więc pojawiła się okazja, żeby tym razem Oskar mógł spędzić ten czas ze mną i z moją najbliższą rodziną. Na moja propozycję zareagował z ogromną ekscytacją. Dodatkową atrakcją dla chłopaka, który kocha samochody oraz podróżowanie na przednim fotelu obok kierowcy był fakt, że wspólne święta wiązały się z wyjazdem do innego miasta.

Pomimo tego, że wtedy znałem Oskara od prawie 2 lat i wydawało mi się, że widziałem już wszystkie jego reakcje na różne sytuacje to byłem zaskoczony ogromem emocji jakie wywołała u niego perspektywa wyjazdu. Kilka dni przed świętami dzwonił do mnie kilka razy dziennie wypytując o szczegóły podróży, czas przejazdu oraz dokładną godzinę o której pojawię się w placówce. Dzień przed podróżą dostał lekkiej gorączki a kiedy odbierałem go w dzień wyjazdu wyglądał na mocno osłabionego. Widziałem jak bardzo chce mi pokazać, że cieszy się z wyjazdu a jednocześnie był mało rozmowny. Przez całą podróż jechał w milczeniu, co jakiś czas tylko odwracał twarz w moim kierunku i lekko się do mnie uśmiechał. Widziałem jak ogromnie się stara, żebym dostrzegł to że jest zadowolony pomimo swojego nie najlepszego samopoczucia.

Jeszcze przed wyruszeniem w podróż wspólnie z wychowawcami ustaliliśmy, że będziemy podawać mu lekarstwo na obniżenie gorączki ale byłem przekonany, że osłabienie było efektem przytłaczających emocji, które się pojawiły w związku z zupełnie nową dla niego sytuacją. Święta spędził w większości drzemiąc na kanapie. Od czasu do czasu udało mu się zebrać na tyle energii, że decydował się na wspólną zabawę z moimi siostrzeńcami. Nie było w tym ani wybuchającej radości ani tej wielkiej ekscytacji, o której wspomniałem na początku. Święta były spokojne i senne. Mimo tego, kiedy wracaliśmy po paru dniach do Krakowa pytał mnie kilkakrotnie o to, czy następnym razem też będzie mógł ze mną pojechać („bo było super”) a jego najlepszym wspomnieniem kulinarnym okazały się… grzanki z serem.

Kilka miesięcy później w czasie kolejnych świąt było zupełnie inaczej: ekscytacja i silne emocje tym razem buzowały mocno a Oskar korzystając z pięknej pogody szalał na podwórku ścigając się na rowerach z moimi siostrzeńcami.

Mamy taką tradycję, że na początku każdego nowego roku wieszamy w pokoju Oskara kalendarz i zaznaczamy w nim na kolorowo różne ważne dla nas daty i święta. Już mnie nie dziwi, że kiedy przychodzę w odwiedziny to ponownie widzę czerwoną krateczkę przesuniętą o 1 lub 2 dni do przodu. Oskar twierdzi, że robi to tylko dlatego, żeby nie musieć przesuwać okienka kiedy się obudzi następnego dnia. Za każdym razem kiedy to słyszę to się uśmiecham.

Share on facebook
Udostępnij
Share on linkedin
Udostępnij