Istnieje wiele mitów i przekonań na temat tego, jak wygląda życie w Domu Dziecka. Wiele osób zapewne nie raz zastanawia się nad tym jakie są dzieci, które tam przebywają. Potrzeba nieco wspólnie spędzonego czasu i rozmów, żeby móc lepiej się poznać ale potrzebne jest też zaufanie, żeby takie rozmowy mogły się odbyć. W placówce wraz Oskarem mieszka kilkoro młodych ludzi w różnym wieku a mnie w czasie tych kilku lat wolontariatu udało się nawiązać z niektórymi nić porozumienia i przyjaźni. Zauważyłem, że często szukają takich sytuacji, w których mogliby mi o czymś opowiedzieć, czymś się pochwalić a czasami po prostu się pożalić.
Chciałbym Wam dziś opowiedzieć historię, która poruszyła mnie naprawdę mocno. Mateusz jest jednym z kolegów Oskara. Kiedy dowiedział się, że wybieramy się na spacer poprosił mnie o to, czy mógłby nam towarzyszyć – bardzo chciał pojeździć na rolkach. Ruszyliśmy ścieżką na Plantach w kierunku Wisły. Oskar był już dosyć daleko przed nami a Mateusz najwyraźniej szukał okazji do rozmowy. Wiedziałem o tym, że już jakiś czas temu w ramach kolejnego kroku na drodze do usamodzielniania się rozpoczął swoją pierwszą pracę w jednej ze znanych sieci fastfoodowych. Nie miałem jednak pojęcia o tym, że pomógł komuś uratować życie.
Pewnego dnia w trakcie porządkowania sali zauważył człowieka, który zachowywał się niepokojąco: jedną rękę przyciskał do klatki piersiowej a drugą przytrzymywał się stolika. Mateusz bez chwili namysłu podszedł do niego i spytał czy nie potrzebuje pomocy. Mężczyzna odparł, że dziękuje i że zapewne za chwilę poczuje się lepiej. Mati jednak nie odpuszczał i nadal bacznie obserwował całą sytuację. Kiedy po kolejnych kilku minutach zauważył, że stan zdrowia tego mężczyzny nie poprawia się, złapał za swój telefon i wezwał pogotowie. Wkrótce przyjechała karetka i chorego zabrano do szpitala. Po paru dniach manager restauracji otrzymał list od mężczyzny z podziękowaniem za udzieloną mu pomoc.
Kiedy wracaliśmy ze spaceru miałem nadal tę historię w głowie i powiedziałem Mateuszowi, że jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jak dojrzale i odpowiedzialnie się zachował w tej trudnej sytuacji. Nieco później w czasie rozmowy z wychowawcą dowiedziałem się, że to nie pierwszy raz, kiedy ten młody chłopak zareagował bez wahania udzielając komuś pomocy.
Wiem, że “bohater” to duże słowo. Możecie pomyśleć: to budujące, że ten młody człowiek zachował się tak odpowiedzialnie, ale czy to nie za dużo, żeby od razu nazywać go “bohaterem”? Ja mam w głowie troszeczkę inny obraz: widzę tego szczupłego i niewysokiego chłopaka, który na co dzień zmaga się z wieloma swoimi trudnościami. Widzę to, że uratował komuś życie. Zrobił to nie dlatego, że jest niezwykle odważny lub bardzo silny. Po prostu przejął się człowiekiem, który w tym momencie potrzebował pomocy. Szczerze mówiąc sam nie jestem pewien, czy będąc w podobnej sytuacji zachowałbym się tak samo czy raczej czekałbym, aż znajdzie się inna osoba, która zareaguje.
Im dłużej myślę o tej historii tym większe mam przeczucie, że niemało jest takich bohaterów, którzy działają głównie dzięki swojej ogromnej wrażliwości, często nie zdając sobie sprawy z tego jak wielką dysponują siłą.